Obóz Mahar 10-19 .08.2012
Do Piatigorka , a właściwie w jego
rejon przyjechaliśmy na warsztat szamański – o tym może kiedy
indziej – i marszrutką wraz z innymi uczestnikami warsztatu
udajemy się w głąb Kaukazu do Obozu Mahar
Droga prowadzi najpierw przez miasta, a
potem wbija się w góry , góry dzikie , silne poprzeplatane
wioskami muzułmańskimi i przyczepami z ulami i produkcją miodu .
Towarzysząca nam rzeka płynie tak
ostro, że zbiera muł,wygląda jakby była po wielkim deszczu
Jedziemy tak 5-6 godzin od Piatigorka ,
zwykłą marszrutką bez wygód zawaloną plecakami .
Nikt nie przejmuje się, że ma nam być
wygodnie , ale czy nie jest …?
Zawsze może być lepiej i zawsze
można poprawiać bez końca swój komfort. Tylko czasem można
zrezygnować ze swoich marzeń dla komfortu .
Bo w pewnych przypadkach jedno z drugim
się wyklucza.
Po urokliwej drodze dojeżdżamy do
miejsca naszych warsztatów . Jest to republika czerkiesko –
karaczańska , a okalający nas Kaukaz to Wielki Karaczan. Z
opowieści miłośników Kaukazu jedno z piękniejszych miejsc na
Kaukazie Sam ośrodek zgodnie z polskim standardem go nie ma .
Domki z łóżkami , których świetność dawno minęło , ale
pościel przepiękna i nowa.
Toalety , w stylu rosyjskim , ci co nie
wiedzą jak to wygląda jest to kucanka tzn dziura nad którą się
kuca , nie wiem dlaczego, ale zawsze z niej śmierdzi .
Wieczorno-nocny wygląd wnętrza WC , może zdumiewać (przy czym
określenie zdumiewać stawiamy powyżej takich okreslen jak
szokujący, powalający) Fakt, że powietrze jest tak czyste , że
dużo wyraźniej wszystko czuć . W powietrzu zapchanym wieloma
innymi zapachami , tak nie czuć . Ten temat przerobiliśmy w
Norwegii , kiedy robiąc kupę jej smród roznosił się bardzo
daleko , po prostu czystość powietrza robi swoje . Tutaj to samo .
Idziesz koło malinowego chruśniaka i pachną maliny .
Ale wracając do ośrodka to do mycia
można zamówić banię Zresztą to oddzielny temat i bardzo
przyjemny . Wszystko dość mocno zniszczone . Zresztą parę lat
temu , gdy była wojna w Abhazji góry były zamknięte i ośrodki
podupadły . Tutaj gdzie jesteśmy, jeszcze parę miesięcy
wymagane były przepustki . Przepustka nie jest problemem , jednak
dla obcokrajowców procedura trwa około 3 miesięcy . Przepustkę
załatwia się za darmo i jest ważna rok .
Do ośrodków teraz powoli wraca życie
Wszystko tutaj żyje swoim własnym rytmem . Pograniczniki chodzą z
kałachami , przegląd samochodów z różnych epok , przez środek
doliny przechodzi linia wysokiego napięcia , a w ośrodku prąd
produkowany jest wieczorem przez agregat prądotwórczy . Koło
ośrodka jest sklep gdzie można kupić piwo , kasza gryczana i
trochę słodyczy Gospodarze ośrodka Karaczanie , przemili ludzie
kontakt do ich córki
laura0709@mail.ru
Laura zna angielski . Noc w namiocie 100 rubli od osoby , w domiku
250 rubli, jedzenie do dogadania . Fatima mama Laury gotuje
wyśmienicie . Prostą kaukaską kuchnię . Ja osobiście nie zostanę
jej miłośniczką z uwagi na potężne ilości mięsa i tłuszczu.
Ale wszystko gotowane z najlepszą energią .
Z obozu można pochodzić po górach
samemu lub z przewodnikiem za 1000 rubli za dzień . Kaukaz odsłania
się tutaj w różnych formach . Od poszarpanych grzbietów po
łagodne i szerokie doliny . W zależności od tego co kto lubi .
Poza chodzeniem po górach , degustacją kaukaskiej kuchni ,
leczeniem w narzanach , można zbierać maliny, grzyby , jeździć
konno
W narzanach można się również kapać
. Tzn jest zrobiona specjalna linia do domku gdzie ustawione są 2
wanny . Wodę wlewa się przy narzanie do specjalnego pojemnego,
następnie rurami dochodzi do pojemnika nad ogniskiem, a potem już
do wanien . Ciekawe rozwiązanie .
A co w kuchni : lawasz , lepioszki
czyli placki drożdzowe z serem , ziemniakowi pieczone na ojeju –
wyśmienite , zupy szczi , barszcz hurma , ziemniaki , mięso , kasza
gryczana , na śniadanie jajka , owsianka , a przede wszystkim duże
ilości baraniny . Dla miłośników mięsa to niesamowity raj.
Warzyw tak do przegryzienia plasterek
pomidora na osobę
Nas urzeka tutejszy Lawasz zwany
chiczynami
Od Fatimy dostałam przepis :
2 kg mąki
woda lub mleko 1 litr
2 łyżeczki drożdzy instant
sól , cukier
Wodę , mleko drożdze , sól, cukier
zarobić zostawić aż podrośnie , na ok 1-2 godziny ,
dodać mąkę i trochę startego sera ,
ugotowanych ziemniaków , ugotowanych jajek – do smaku , zrobić
takie malutkie bułeczki i zostawić do podrośnięcia na ok 15 minut
, potem rozwałkować cienko i smażyć na oleju z dwóch stron
Rozmawiając z ludźmi , którzy
przyjeżdżają tutaj na odpoczynek trochę dziwne dla nich jest , że
można jechać na pole namiotowe na przyrodę i mieć toaletę z
kafelkami . Każda mentalność inna . Zresztą tutaj dużo większa
ilość przyrody niż u nas . Tutaj można poczuć się częścią
dużej , dzikiej przyrody .
A warunki zamieszkania , to tylko część
życia na przyrodzie . Fajnie mieć proste miejsce pod dachem gdy
pada , a tutaj poda tak jak u nas w górach kiedyś . Deszcz burza
pojawia się nagle i tak samo przychodzi słońce . Szybkie,
gwałtowne zmiany pogody . Zmiany życia .
Mieszkamy jak już wspomniałam przy
źródłach nazywanych tutaj narzanami Mahar , gdzie praktycznie w
jednym miejscu no bardzo na niewielkim obszarze , wybija 7 źródeł
o różnych smakach i składzie minerałów . Tak dobrej wody nie
piłam nigdy , woda jest wręcz lekko gazowana , po kolorze widać
również , że ma trochę żelaza w sobie . Niesamowite jest to, że
7 źródeł o rożnych smakach wypływa z niewielkiego obszaru (ok 20
metrów kwadratowych) . A poza tymi 7 źródełkami, jeszcze jest
normalna woda . Niesamowite takie dziwa natury.
Taki prezent tego miejsca dla ludzi .
Takie żródełeczka wyskakujące z ziemi . Dobrze , że nikt ich nie
eksploatuje, i nie dodaje do nich „czegoś”aby można było je
bezpiecznie pić . Są jeszcze dzikie i dają z siebie więcej niż
ludzie mogą zabrać .
Jest to trochę na drugim biegunie
naszego unioeropejskiego świata , gdzie każde złoże, a tym
bardziej wody jest maksa wykorzystane . Widać to w Orawicach na
Słowacji, kiedyś woda była tam kolorowa , brudziła stroje ,
pachniała siarką . Teraz jest przezroczysta , dla uciechy wielu nie
brudzi strojów , źródło eksploatowane jest na maksa i już nie
daje tyle siły co kiedyś . A dodanie chloru do niego , to już
….... Wszystko ucywilizować , wycisnąć na maksa , zrobić
bezpiecznym. Tak, też postępujemy w naszym życiu , eksploatujemy
siebie , swoje ciało na maksa , boimy się wszystkiego co nie jest
zatwierdzone określonymi bumażkami , co nie ma norm ….???
Wszystko musi być ujęte w schemat
przewidywalne , pozornie bezpieczne, a dzika przyroda taka nie jest .
Tak jak pogoda tutaj . Tak jak pisałam pamiętam taką pogodę w
górach w dzieciństwa , teraz i nasze góry stały się
przewidywalne. Otaczają je miasta, miasteczka, wsie i całe ciepło
idzie w górę, a poza tym myśl która nie chce dzikości , odmawia
jej sobie i przyrodzie .
Dlatego do pewnego momentu przyroda
robi się „przewidywalna” a potem wybucha potrójną siła
wściekłości . Zresztą tak jak człowiek , który do pewnego
momentu zniesie pewne rzeczy , a potem już wybuchnie , albo się
złamie psychicznie.
Banja – coś bez czego pobyt w
Rosji byłby niepełny , miejsce do mycia , spotkań towarzyskich,
dbałości o siebie. Do banji zabiera się picie , jedzenie .
Rosjanie mówią , że do banji idzie się jak w gości. Zazwyczaj do
banji idzie się rozdzielnopłciowo czyli kobiety razem, mężczyźni
razem . W Banji znajduje się piec opalany drzewem , w którym jest
tez miejsce na podgrzanie wody . Do banji wnosi się wodę zimną ,
która następnie miesza się z ciepła i myje w tym . Najlepsze po
banji to kąpiel w rzeczce , strumyku lub śniegu . Otwiera to
wszystkie pory, pozwala się wypocić , odpuścić stare i otworzyć
się na nowe . Zresztą osoby które mają problem z poceniem się w
banji saunie , to osoby trudno odpuszczające , zatwardziałe .
Oczywiście wszystko zależy od tematu przerabianego obecnie w życiu
. W niektórych jesteśmy otwarci , odpuszczamy , a inny nie sposób
nam odpuścić .
Banję tutaj mamy co drugi dzień ,
służy nam do mycia , pielęgnacji ciała , , ma zejście do
potoczka gdzie w górskiej lodowatej wodzie można się ochłodzić
.