Maramuresz
Z Tokaju pojechaliśmy w kierunku
Rumuni i Satu Mare . Upał doskwierał , na słońcu temperatura
dochodziła do 50 , normalnie w czasie jazdy ok 40 , jechaliśmy
wioseczkami i polami , droga dłużyła się . Zastanawialiśmy się
, czy kiedykolwiek uda nam się dojechać , a przecież z Sati Mare w
Maramuresz też kawałek . Nawet na granicy węgiersko – rumuńskiej
kolejka , bo celnikom zachciało się sprawdzać paszporty , a gdy
staje się na otwartej betonowej przestrzeni temperatura dochodzi do
50 stopni , a wtedy nawet te parę minut robi się drażniące .
Upał , upał, wioski, wioski
przydrożne arbuzy , brzoskwinie jakich smak pamiętam z dzieciństwa
, pomidory , papryka i łany kukurydzy i słonecznika . Jeden gatunek
naszym zdaniem dochodzi i do 5 metrów
Z Satu Mare kierujemy się na Sighetu
Marmatiei , po drodze zwiedzając wesoły cmentarz .
Upał , a bardziej skwar , tłum ludzi
nie pozwoli nam się nim cieszyć dostatecznie , na pewno jest inny
ciekawy. Może gdyby nie ten upał, choć jak zawsze mówię, tak
chciał nam się pokazać . Każdy krzyż na cmentarzu pokazuje
coś z życia osoby zmarłej . Wstęp 4 leje.
Upał powoduje , że balansujemy na
granicy chęci zobaczenia , a przeżycia (nie mamy klimy w
samochodzie) . Obserwujemy siebie, swoje doznania , emocje . W trudny
czas dużo można się dowiedzieć o sobie . Przecież gdyby nie to,
że musimy , a może bardziej chcemy być w Piatigorsku w piątek
rano , nasza podróż byłaby inna . Na pewno byłoby więcej
marudzenia i pretensji do upału. A tu nie ma na to czasu,więc
trzeba się nim cieszyć i traktować jak surowego , dobrego
nauczyciela ….. i wylewałam zimną – kupioną na stacji
benzynowej – wodę na siebie .
I chyba pierwszy raz w czasie takiego
upału nie bolała mnie głowa . Świadomość, świadomość,
świadomość .
Z Sighetu kierujemy się na Lakobeni ,
do Borsa mam wrażenie , że jedziemy jedną wielką nie kończącą
się wsią . Miały być malownicze, a są normalne domy nie powiem
jak u nas , bo wiele dużo bardziej bogatych. Jedynego kolorytu
dodają ludzie siedzący na ławeczkach przed domami Panowie w
kapelusikach i Panie w chusteczkach. Taka malowniczość znikającej
inności w czasach globalizacji .
Za Borsa wszechświat ma dla nas
prezent , wjeżdżamy w przestrzeń lasu i kierujemy się cały czas
pod górę , gorę, górę , aż dojeżdżamy do Pasul Prislop
przełęczy na ok 1400 metrów z widokami zabierającymi dech w
piersiach.
Mija zmęczenie upałem, znużenie niekączącymi się
wsiami . Świat zamigotał, tak jakby spadła gwiazdka z nieba. Taki
mały, a może całkiem wielki prezencik od opatrzności . Mimo
niedoborów kilometrowych postanawiamy tutaj zostać na noc i
zregenerować się . Cudownie mieć dokoła siebie góry , góry ,
góry. Po tym upalnym dniu nigdy byśmy nie przypuszczali , że już
wieczorem będzie nam zimno i będziemy siedzieć w dwóch polarach .
Wszystko się zmienia szybko, bardzo szybko, jak dzisiejszy świat.
6.08.2012
Po spokojnej , cichutniej nocy ,
odprężeni w temperaturze 16 stopni (6 rano) zaczęliśmy zjeźdzać
w dół doliny , słoneczko już dawno wstało, ale jeszcze nie
zagościło w górskich dolinach , pojawia się lekka mgła i ma się
wrażenie , że jest się gdzieś w pieknym bajkowym świecie . A
temperatura w dolinach spada do 10 stopni, czasem włączamy
ogrzewanie . Taka iluzja świata . Góry przepiękne , droga i
rzeczka spokojnie schodzą w dół . Leniwie , spokojnie kierujemy
się w kierunku granicy z Ukrainą koło Czerniowiec .Serpentyny
szutrowych dróg , wijących się po górach zapraszają do
pozostania , jednak odkładamy to na potem Żegnając Maramuresz ,
który potem przechodzi w Bukowinę .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz