środa, 8 sierpnia 2012

Maramuresz

Maramuresz
Z Tokaju pojechaliśmy w kierunku Rumuni i Satu Mare . Upał doskwierał , na słońcu temperatura dochodziła do 50 , normalnie w czasie jazdy ok 40 , jechaliśmy wioseczkami i polami , droga dłużyła się . Zastanawialiśmy się , czy kiedykolwiek uda nam się dojechać , a przecież z Sati Mare w Maramuresz też kawałek . Nawet na granicy węgiersko – rumuńskiej kolejka , bo celnikom zachciało się sprawdzać paszporty , a gdy staje się na otwartej betonowej przestrzeni temperatura dochodzi do 50 stopni , a wtedy nawet te parę minut robi się drażniące .
Upał , upał, wioski, wioski przydrożne arbuzy , brzoskwinie jakich smak pamiętam z dzieciństwa , pomidory , papryka i łany kukurydzy i słonecznika . Jeden gatunek naszym zdaniem dochodzi i do 5 metrów

Z Satu Mare kierujemy się na Sighetu Marmatiei , po drodze zwiedzając wesoły cmentarz .




Upał , a bardziej skwar , tłum ludzi nie pozwoli nam się nim cieszyć dostatecznie , na pewno jest inny ciekawy. Może gdyby nie ten upał, choć jak zawsze mówię, tak chciał nam się pokazać . Każdy krzyż na cmentarzu pokazuje coś z życia osoby zmarłej . Wstęp 4 leje.
Upał powoduje , że balansujemy na granicy chęci zobaczenia , a przeżycia (nie mamy klimy w samochodzie) . Obserwujemy siebie, swoje doznania , emocje . W trudny czas dużo można się dowiedzieć o sobie . Przecież gdyby nie to, że musimy , a może bardziej chcemy być w Piatigorsku w piątek rano , nasza podróż byłaby inna . Na pewno byłoby więcej marudzenia i pretensji do upału. A tu nie ma na to czasu,więc trzeba się nim cieszyć i traktować jak surowego , dobrego nauczyciela ….. i wylewałam zimną – kupioną na stacji benzynowej – wodę na siebie .
I chyba pierwszy raz w czasie takiego upału nie bolała mnie głowa . Świadomość, świadomość, świadomość .
Z Sighetu kierujemy się na Lakobeni , do Borsa mam wrażenie , że jedziemy jedną wielką nie kończącą się wsią . Miały być malownicze, a są normalne domy nie powiem jak u nas , bo wiele dużo bardziej bogatych. Jedynego kolorytu dodają ludzie siedzący na ławeczkach przed domami Panowie w kapelusikach i Panie w chusteczkach. Taka malowniczość znikającej inności w czasach globalizacji .
Za Borsa wszechświat ma dla nas prezent , wjeżdżamy w przestrzeń lasu i kierujemy się cały czas pod górę , gorę, górę , aż dojeżdżamy do Pasul Prislop przełęczy na ok 1400 metrów z widokami zabierającymi dech w piersiach. 







Mija zmęczenie upałem, znużenie niekączącymi się wsiami . Świat zamigotał, tak jakby spadła gwiazdka z nieba. Taki mały, a może całkiem wielki prezencik od opatrzności . Mimo niedoborów kilometrowych postanawiamy tutaj zostać na noc i zregenerować się . Cudownie mieć dokoła siebie góry , góry , góry. Po tym upalnym dniu nigdy byśmy nie przypuszczali , że już wieczorem będzie nam zimno i będziemy siedzieć w dwóch polarach . Wszystko się zmienia szybko, bardzo szybko, jak dzisiejszy świat.

6.08.2012
Po spokojnej , cichutniej nocy , odprężeni w temperaturze 16 stopni (6 rano) zaczęliśmy zjeźdzać w dół doliny , słoneczko już dawno wstało, ale jeszcze nie zagościło w górskich dolinach , pojawia się lekka mgła i ma się wrażenie , że jest się gdzieś w pieknym bajkowym świecie . A temperatura w dolinach spada do 10 stopni, czasem włączamy ogrzewanie . Taka iluzja świata . Góry przepiękne , droga i rzeczka spokojnie schodzą w dół . Leniwie , spokojnie kierujemy się w kierunku granicy z Ukrainą koło Czerniowiec .Serpentyny szutrowych dróg , wijących się po górach zapraszają do pozostania , jednak odkładamy to na potem Żegnając Maramuresz , który potem przechodzi w Bukowinę .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz