niedziela, 23 września 2012

Droga do domu



Droga do domu
Tak wieczorkiem dostaliśmy autko, ale pozornie nie sprawne , z radosnymi słowami mechanika, że trzeba wymienić pół samochodu . Jednak nie wierząc ani w jego umiejętności , ani intencje postanowiliśmy jechać jak się nieważne dokąd , ale na pewno od niego.
Landrynka już nie szarpała przy starcie i można było wysprzęglić i wyjąc bieg w czasie jazdy i bezpiecznie zahamować na luzie , niewiele , ale tyle nam wystarczyło, aby jechać dalej .
Cała sytuacja u mechanika trochę nas zmęczyła ,brak komunikacji i z uwagi na brak języka , a przede wszystkim z uwagi na niechęć w komunikowaniu ze strony serwisu. Doprowadzał do z perspektywy czasu śmiesznych sytuacji, gdy przyjechała Pani znająca ponoć świetnie angielski i z jej pomocą poinformowano nas , że trzeba wykręcić skrzynie biegów i zawieść do innego serwisu, po pół godzinie wyjaśnień, z użyciem translatora Google i znajomych znających świetne samochodowy angielski , okazało , że to jednak nadal chodzi o naprawę sprzęgła .
Odjechaliśmy z ulgą , mieliśmy drugi bieg i trzeci, więc szybkości które osiągaliśmy nie były potężne . Niektórzy inni użytkownicy ruchu wykazywali duże zniecierpliwienie , co uświadomiło nam sytuację osób niepełnosprawnych w naszym społeczeństwie . Mieliśmy wrażenie, że jako niepełnosprawni , mamy usunąć się z drogi innym sprawnym , przeszkadzaliśmy im , co otwarcie okazywali sygnałem czy światłami, a przecież takie sytuacje zdarzają się rzadko ,takich aut lub osób nie spotykamy zastępy , tylko raz za czas jakiś. To demaskuje nietolerancję dla słabszego, starszego , mniej zaradnego, wolniejszego lub mniej sprawnego.
Nasza landrynka nic sobie z tego nie robiła, co w miarę dalszej jazdy odzyskiwała sprawność .Odzyskiwaliśmy kolejne biegi, a na drodze ruch malał i stawała się praktycznie pusta . Mieliśmy wrażenie, że to ona – droga – prowadzi nas do domu .
Nawet wielki dzik na drodze był bardziej symbolem niż zagrożeniem . Jechaliśmy płynnie , kilometry mijały i zacierały się zdarzenia emocje dzisiejszego dnia.
Na noc zaprosił nas Vkoliniec , nasze ulubione miejsce . Gdzie nocą odbywało się rykowisko , niesione echem głębokiej doliny .
Musimy dodać , ze nasze środkowoeuropejskie Karpaty są piękne , przywitały nas soczystą zielenią ląk i lasów , jakże innych od wypalonych słońcem stepów lub ściernisk pół uprawnych Ukrainy, Mołdawii, Rumunii czy Węgier .
Poczuliście się u siebie . Miejsce dało nas odpoczynek wraz rześkim wiewem górskiego powietrza
By zmyć siebie całe to samochodowe zamieszanie z rana poszliśmy do Beszenowej . Woda tam jest cudowna , komunikatywna , chętna do rozmowy i wsparcia człowieka w jego potrzebach. Nam też dała siłę na życie w naszej „stabilnej” rzeczywistości .
Wykapani , odświeżeni , wypoczęci szczęśliwie dojechaliśmy do domu .
Czas na podsumowania i refleksje .Podzielenie się z tym z innymi i uważnie słuchanie głosu wszechświata , gdzie zaprosi w następną podróż .
Zapraszamy :
28 września o godzinie 18 na slajdy z naszej podróży . Bielsko-Biała . Mazancowicka 45 (dom po moich rodzicach) . Najlepiej potwierdzić i zabrać ze sobą coś do siedzenia .
Do zobaczenia ….......

O naszej podróży zimowej do Norwegii na Lofoty można poczytać na blogu www.opodrozynapolnoc.blogspot.com (myślę , ze z czasem dodam tam już zdjęcia) .

poniedziałek, 17 września 2012

Upartość Mechanika


Upartość mechanika 17 września 2012
Auta się psują , to sprawa normalna , naturalna . Podeszliśmy do tego lekko , zaskakująco lekko. Na początku mieliśmy jeszcze pomysł , jechać na pierwszym lub drugim biegu (bo byliśmy w stanie ruszyć , odpalając auto z kluczyka na wrzuconym biegu) , szybkość mała 30 max 40 km na godzinę . Jadąc przez wieś nawet nam się to podobało, można przyjrzeć się babciom i dziadkom siedzącym na ławeczkach , a oni mają czas aby przyjrzeć się nam, pogadać z psami i kotami. Jednak widząc pędzące tiry na szybkiej drodze bez pobocza , zmieniliśmy zdanie , pozostało nam przecież 500 km i w dzisiejszych czasach nie da się już znależć takiej drogi, aby była tylko boczna , senna , więc zdecydowaliśmy się jak się później okazało na największy horror tej podróży – upartego , nie znającego się na landrynkach mechanika i z małą , bardzo małą znajomością angielskiego czy niemieckiego. ,
Wyobraźcie sobie, że jesteście zdani na kogoś , a nie jesteście w stanie mu nawet wytłumaczyć jaki macie problem. Potem widzicie , że zabiera się do tego od dupy strony, chcąc wymienić pół samochodu , a Wy po konsultacjach z polskimi mechanikami od landrowerów nie jesteście w stanie przekazać tej wiedzy, a przede wszystkim mechanik nie chce słuchać prostych rozwiązań, on wie lepiej. Stawiamy sprawę na ostrzu noża , zaczynają latać siekierki i tomachawki , w końcu krzykiem wymuszamy na nim możliwość samodzielnego wycięcia otworu w obudowie sprzęgła . Potwierdzamy tym samym , opinię naszych mechaników że nie trzeba wymieniać pół samochodu , tylko nawaliła mała delikatna blaszka zwana w Polsce łapą , ten element jest znany w świecie landowerowców jako newralgiczny punkt , po uszkodzeniu którego dalej można jechać 30 na godzinę i to jednym biegu, z możliwością hamowania poprzez zgaszenie silnika .
Pomimo że kilka lat temu wzmocniliśmy ją , nie wytrzymała próby sił w Kaukazie .
Oczywiście przekazanie mechanikom, ze przez wycięty otwór można to naprawić okazało się niemożliwe i nie z powodu barier językowych, ale upartości , I to takiej na maksa , ja jestem mechanikiem ja wiem wszystko.
Wg mnie to bardzo zły mechanik, który wie wszystko, zresztą jak każdy fachowiec człowiek, który nie daje sobie możliwości pomyłki , nie otwiera się na inne rozwiązania, nie słycha rad tych co mają wieloletnie doświadczenie w tym temacie .
Zastanawiamy się po co nam to doświadczenie , ile jeszcze jest w nas upartości , słuszności, że wszyscy powinni podążać naszą drogą, ze mamy patent na życie , szczęście ….???
Po doświadczeniach w Rosji, nie wzięliśmy poprawki na to , że ludzie są sztywni, mało kreatywni , wykorzystujący nieszczęście innych , w pierwszej kolejności jak najwięcej zarobić, a potem naprawić.
Sama jestem prawnikiem (tylko z wykształcenie ) i zawsze śmiano się z adwokatów , że prowadzą sprawy kilka lat , które okiem młodego prawnika można załatwić bardzo szybko .
No właśnie czy wszyscy zawsze chcą najprostszych rozwiązań ? Czy na pewno szybko sprawnie chcą załatwić sprawy ….? Może świadomie , ale podświadomie potrzebujemy czegoś innego.
Tak jak my teraz . Trafiając na zdolnego, kreatywnego mechanika załatwilibysmy ten defekt w 2 godziny, a tu mija 3 dzień i tak dobrze , ze nie musimy zapłacić za cały worek części zamiennych.
To świat zachodu, komplikujący wszystko na maksa dla własnych zysków .
My też mieliśmy wielką ochotę zostać jeszcze dłużej , ale głupio nam było to powiedzieć , że może jeszcze z 3 dni , klienci upominali się o rośliny, chętni chcieli małe koty, zaplanowaliśmy tylko do ok 15 września i. Do tego dnia były umówione kocie nianki , a tu wszechświat pokazał, że można , że wszystko da się zorganizować jak trzeba .
Na początku naszej przygody z awarią, że to dopust Boży, że auto zepsuło się w cywilizowanym miejscu , pod bramą mechanika jest sobota po południu , więc zakład jest nieczynny , nie mamy wyboru , wedle informacji , które zdobywamy , zabieramy się sami do naprawy w postaci odpowietrzania układu sprzęgłowego , jakieś jest nasze zdziwienie , gdy za godzinę pojawia się właściciel auto serwisu i robi nam awanturę , ze blokujemy mu dojazd , a przyjechaliśmy tylko po to aby go zabić i okraść, więc sprawdza wszystkie drzwi i za 5 minut wyjeźdza,nie zapytawszy gdzie problem, i czy jesteśmy w stanie odjechać spod jego bramy .
Dopiero inne osoby na ulicy wskazują nam inny zakład naprawy aut , a iluzja całej sytuacji polega na tym, że gdyby nam się zepsuł na Kaukazie , zapewne naprawilibyśmy go przy tej usterce znacznie szybciej niż tutaj . Bo tam chciano by szybko naprawić samochód , a tutaj Unia i jej przepisy , zasady ….... Bo co by się stało , gdyby Bartkowi coś się stało, gdy po wielkich awanturach sam wycinał okienko w obudowie sprzęgła...???
Inny świat , inne podejście . Kolejne wyzwanie do zaakceptowania, ale wiem, że gdyby teraz było referendum unijne głosowałabym PRZECIW.
Jestem zwolenniczką prostych rozwiązań i niech tak pozostanie!
Wieczorem mamy dostać auto sprawne , posyłajcie energię , aby tak było .

Awaria landrynki

Awaria landrynki 15-17
Ledwo przekroczyliśmy granicę węgierką , zaraz sprzęgło landrynki odmówiło posłuszeństwa . Fakt było słabe od początku wyjazdu, a wyciąganie tabletki na Kaukazie dopomogło temu procesowi jednak mieliśmy nadzieję, że dojedziemy do domu. Zostało tylko 500 km , a tutaj niechciane, a może chciane przedłużenie wakacji.
Tak w podróży czujemy się jak u siebie, nawet zepsucie samochodu nie wprowadziło nas w zły nastrój. Na szczęście udało nam się znaleźć mechanika , który nie tylko podjął się naprawy, a jeszcze mówi po angielsku, a sama miejscowość , no może nie piękna , ale usytuowana koło pół kukurydzy. Lubię ten stan gdy mieszka się w jakimś miasteczku, wsi , jak jej mieszkaniec . Restauracji tutaj nie ma , ale barów z piwem i winem dostatek . Tak jakby mieszkańcy swoje sprawy załatwiali właśnie tu.
Po wizycie na Kaukazie i niesamowitej gościnności tam, tutejsze zachowania mieszkańców troszkę nas irytowało, ale to może tyle co oni potrafią dać , albo boją się dać co kol wiek, a może uważają , że nie mają co dać, albo nie chcą dać???
Zderzenie z kulturą europejską w sytuacji gdy coś się od niej potrzebuje jest troszkę ostre , a może ciężkie . Ona nie potrafi być serdeczna i pomocna, ona chce na tym tylko zarobić.
Wykorzystać to na swoją stronę .
Może ta awaria , to swego rodzaju aklimatyzacja przed powrotem do domu , do wielu nie zakończonych „nie naszych” spraw . 
c.d.n 

Rumunia


Rumunia 11-15 września 2012 .
Rumunia przyjęła nas ciepło , gościnnie . Poza drogami , a może w tej części Europu brak autostrad jest tak męczący. Jazda przez góry razem z tirami, ułańską fantazją kierowców sygnałami dźwiękowymi tutejszych kierowców bardzo nas zmęczyła . Atrakcje turystyczne usiane gdzieś w pomiędzy przemysłowymi zonami , nie są naszym zdaniem warte specjalnych wycieczek.
Może kiedyś przejazdem zobaczymy coś jeszcze, ale na pewno specjalnie tutaj nie pojedziemy. Sami odpuściliśmy zamek Drakuli koła Brasowa , gdy zobaczyliśmy potężny tłum turystów .
Jedno co mają świetne to sery i zupy jarzynowe ciorba legumina (nie wiem czy na mięsnych wywarach czy nie , ale bardzo dobre).

Tranfagarska



Droga Transfagarska 14 wrzesień 2012

Droga transfagarska jedna z najbardziej popularnych dróg w świecie motorowym, widać to na niej na każdym kroku. Motory , motory tylu naraz nie widzieliśmy w czasie calej naszej podróży . Wot i co robi dobry marketing .
A sama trasa , droga , gdy widziało się trochę świata ….... można powiedzieć, że jest ciekawa i po jeździe przez tutejsze zatłoczone tirami drogi, odpoczęliśmy na niej . Wjechaliśmy na nią wieczorem od południa, by spędzić na niej noc. By z rana gdy była jeszcze pusta wjechać na szczyt Balea Lac – 2044 m.n.p.m. I ujrzeć jej zjazd na północ praktycznie w całości . Nie wiem co tutaj ważniejsze czy przyroda czy droga , a może coś w rodzaju równowagi świata Boga – przyrody i świata człowieka – drogi. Nie wiem, teraz po sezonie , rano może i tak jest ale w sezonie chyba nie trzeba domniemywać, który świat ma przewagę. .
Ktoś powie zimą na pewno gdy droga jest nieprzejezdna , zwycięzca przyroda nad człowiekiem , a zmyślny człowiek wymyślił tutaj dwa udogodnienia, a może atrakcje :
kolej linową , która wywozi turystów do hotelu lodowego budowanego w zimie i całej pozostałej bazy turystycznej .
Teraz można tu kupić jedzenie rumuńskie : wspaniałe sery i kiełbasy oraz przemysłowe artykuły z całego świata . Nas najbardziej intrygują czapeczki rodem z Bielska – Białej , z których przedsiębiorczy Rumuni nawet nie zdjęli polskich metek . I tu góry i tam góry . Więc jaka róznica , też produkt regionalny.
Sama droga wybudowana w latach 70-tych ma świetnie wyprofilowane zakręty, jest bardzo łagodna , praktycznie nie wiedząc kiedy wjeźdza się na 2000 m.n.p.m. .
W świecie europy zachodniej czy środkowej na pewno jest bardzo atrakcyjna .

piątek, 14 września 2012

Rumuńskie psy

Rumuńskie Psy
Psy w Rumunii – zresztą w Mołdawii też są wszędzie . Każdy kosz na śmieci , parking ma swojego psiego stróża . Kogo są to psy nie wiadomo , czy mają domy czy są bezpańskie.
No właśnie czy pies musi mieć swojego Pana?
Dom? Smycz ?
Dlaczego nie może chodzić wolno ?
Bo choroby , niebezpieczeństwo?
A oni działają jak ekologiczne śmieciarki , pochłaniające wyrzucone przez człowieka resztki żywności .
Ja sama lubię wolność , dlatego na słowo smycz się zacinam i dla mnie są one wolne , szczęśliwe psy Wygrzewające się nieraz na asfalcie , chodzące swoimi drogami .
czy śpiące pod stojącymi samochodami . Nasza landrynka również na jedną noc użyczyła dachu psiej rodzinie , mamie i 4 szczeniakom
 
Pierwszy raz widzieliśmy psią rodzinę , której suka wychowywała na dziko, na polanie w lesie potomstwo. Cała piątka była czyściutka , odkarmiona , dość ufna do człowieka , maluchy biegały po łące bawiąc się ze sobą . Były radosne i szczęśliwe Teraz mając nowe atrakcje w postaci nas i landrynki korzystały z nich w pełni , wcinały chlebek z masełkiem (nie zachłannie) , kąpały się pod prysznicem solarnym i były wszystkiemu ciekawe.
Skąd miały jedzenie na co dzień …? Ich mama najprawdopodobniej biegała do pobliskiej wsi …. do SKLEPU !!! (sprawdziliśmy był dobrze zaopatrzony )
Ta psia rodzinka dała nam dużo radości , jak i zmusiła do wielu refleksji.

Co do refleksji polecam powyższy  film : „Zielona piękność” , w 9 odcinkach (lub wpisać w youtube zielona piękność)

Slanic Prahowa - gorący prysznic


Slanic Prahowa 12 września 2012
 
Po gościnnej Mołdawii , Rumunia też nas ukoiła . Po brutalnym przyjęciu , ugościła noclegiem przy Monastyrze Ciolanu, a następnie koło Slanic -Prahova , słynnego ze słonego jeziora i kopalni soli .
Jeziora pokopalnianego . Teren wokół jeziora zrobiony na kurort , dookoła leżaki , nie wiadomo co to jest czy coś dzikiego czy sztucznego , a może samo wydobywanie soli było sztuczne , któż to wie. Wejście na kompleks 20 z\l. (20 lei) od osoby . W największym jeziorku woda lekko słona , ale w mniejszych jeziorkach obok , woda bardzo słona,że człowiek unosi się sam na jej powierzchni , a błoto z tych mniejszych jeziorek słuzy do nacierania . Wszyscy wyglądają tutaj jak brudasy , my też . Choć na największa atrakcje przyjdzie jeszcze czas ….
Sami nie przypuszczaliśmy co sprawi nam największa radość w tym kompleksie . NO CO....?
Zgadniecie ….?
Gorący , obfity i długi prysznic .
Mamy co prawda solarny prysznic na dachu landrynki, lecz nie ma takiej możliwości aby dał nam tak obfitą , gorącą i długą kąpiel . Na dachu mamy 40 litrów , które starcza 2 osobom na dwie skromne kąpiele . Nasuwa się dygresja ile zużywamy wody w naszych domach , nie doceniając tego , nasz znajomy Dagestańczyk muzułmanin mówił dziękuj codziennie Bogu , że masz wodę , prąd …..
A my nie tylko nie dziękujemy , a roszczeniowo wymagamy, nam się należy, bo płacimy rachunek za wodę .
Ja osobiście bardzo lubię ten stan w podróży , kiedy odkrywam się na nowo proste rzeczy i cieszę nimi jak dziecko, czując wielką wdzięczność do wszechświata , że mogłam ich doświadczyć.

Kamieniami w psa

Kamieniami w psa 11 września 2012
Kamieniami w psa , no właśnie Rumunia w mieście Galati. Dzieciaki na zatłoczonej ulicy rzucały w psa kamieniami i nikt nie reagował, zaczęlam po polsku krzyczeć na dzieciaki , strasząc policją , przestały rzucać w psa kamienie , a pies dostał wsparcie, a co za tym siłe rzucił się na nich , postraszył , nic nie zrobił . Ulica zatłoczona trochę zgłupiała moim zachowaniem . Tak właśnie powitała nas Rumunia i Unia .

Mołdawia

Mołdawia 8-11 września 2012 r.

My przejechaliśmy odcinek mniej więcej Tiraspol (Nadniestrze , ale koło niego granica) Kiszyniów – Orhei – na na dól przez ponoć najbiedniejszy odcinek Mołdawii Gagauzję (zamieszkała przez Turków) do przejścia koło rumuńskiego Galati
Jeszcze 20 lat temu Mołdawia była bogata , bardzo bogata miała to co w tamtych czasach miało wartość najlepsze ziemie czyli czarnoziem . Złoto rolnictwa , a przynadleżąc do Rosji miała potężny rynek zbytu . Fakt, że w tamtych czasach nie było takiego konsumpcjonizmu jak teraz i człowiek do „szczęśliwego życia” potrzebował mniej dóbr , był szczęśliwy jak sobie pojadł i miał dach nad głową . Teraz chcemy, coraz więcej , więcej koncerny chcące sprzedać towary wmawiają nam , że jesteśmy biedni bo nie mamy tego tamtego . W pogoni za nim gubimy się , tak może jak kiedyś w pogoni za podstawowymi artykułami .
Wieś mołdawska ma koloryt , domki niebiesko zielone , na pagórach winorośl, w słońcu złoci się kukurydza drogi obrośnięte orzechami włoskimi , które z radością nakarmi przechodnia .
Podobnie jak we włoskich rejonach winiarskich położonych w pofałdowanym terenie , widać wysokie pogłowie koni . Wykorzystuje się je do pracy w winnicach , a potem jako zwierze pociągowe do ciągnięcia wozów i furmanek. Od czasu do czasu i to praktycznie na samym południu można spotkać bardzo klimatyczne zaprzęgi osiołkowe . 
Taka wsi spokojna wsi wesoła , może bez perspektyw …. ale czy na pewno.
Uprawy nie są jeszcze zmechanizowane , ziemia świetna do normalnej produkcji wymaga mało nawozów , więc patrząc na to okiem europejczyka , gdzie można ulokować ten kraj ….???
W krajach trzeciego świata , czy przyszłości ….?
No właśnie GDZIE?
W Europie brakuje ziemi urodzajnej , wszystko na pestycydach, nawozach sztucznych w kolebce ogrodnictwa Holandii ziemia zatruta jest na ok 100 metrów wgłąb. To co jemy , to dawno przestało przypominać warzywa sprzed 20-30 lat. Uprawy na sztucznych matach , podlewane sztucznym nawozem , pestycydami (monokultury bardzo szybko chorują . Więc to co jemy jest sztucznym produktem stworzonym bez udziału ziemi i nieba – słońca. Coś warzywo podobne , odmiany często niesmaczne (bo takie dają lepsze plony i mniej chorują ) zbierane niedojrzałe , aby chemicznie dojrzewać . Nie wspominając już o GMO .
A potem choroby cywilizacyjne …. złe samopoczucie itp.
A tutaj taka perełka niewykorzystana przez innych, bo nie należy do określonych struktur . Ponoć naszym władzom zależy abyśmy mniej chorowali -ale czy na pewno – przemysł farmaceutyczny korporacje , które walczą o swoje ….W starożytnym Egipcie za czasów faraonów , Egipcjanie sami uprawiali sobie jedzenie – choć mieli niewolników , gdyż uważali, że energia w nich zawarta , ma wpływ na nich . A my co jemy jaką energia szybkiej byle-jakiej produkcji i szybkiego zysku, Czy tak chcemy ….?
Dla mnie to wielka szansa Mołdawii jedzenie ekologiczne , naturalne uprawiane bez wielkiego sprzętu i chemii . Ale czy ktoś na to pozwoli …....?
Fajnie byłoby , aby to zacofanie wykorzystać w stronę „super” nowoczesności. Zrobić taki milowy skok , a nie iść po śladach europy, która najpierw zniszczyła , a teraz za zgodą koncernów odbudowuje .. Przemysł ekologiczny jest jednym z najbardziej dochodowych w Europie i Ameryce .
A może to tak, że jest się teoretycznie „zacofanym” i nie widzi swoich prawdziwych możliwości , to tak jak z nami jak jesteśmy zakompleksieni w jakimś temacie czy w ogóle , to nie jesteśmy w stanie dojrzeć naszych własnych możliwości . Tego co w nas najcenniejsze na ten moment, tylko idziemy za tłumem , bo tak bezpiecznie , wygodnie , pewnie . Rezygnując z siebie . I tak jest w przypadku Mołdawii .
Przyjęła nas ciepło , gościnnie dając wytchnienie .
 
Na drugi nocleg zaprosiła nas nad jezioro Beleu , które jest rezerwatem ptaków i roślin i znajduje się przy samej granicy z Rumunią.
Wjechaliśmy już po ciemku na piękna plażę, a rano zaraz mieliśmy gości …....
zarówno strażników rezerwatu , jak i Pana pogranicznika . Panowie z rezerwatu 4 mężczyzn i pies , poczęstowali winem i polecili inne atrakcyjne miejsca nad jeziorem, a Pan pogranicznik poprosił , abyśmy zrobili przepustkę na przebywanie w strefie przygranicznej w miejscowej strażnicy. Co zrobiliśmy – oczywiście za darmo.
W rezerwacie żyje wiele gatunków ptaków m.in. czaple siwa i biała , rosną leż lilie wodne, ale teraz z uwagi na niski poziom wody w jeziorze (straszna susza ) i wczesna jesień już poszły spać . 
Mając już odpowiednią przepustkę swędamy się po terenie rezerwatu , wjeżdżając w rzadko odwiedzane przez człowieka tereny . Cała przyroda jest ciekawa spotkaniu , z zainteresowaniem patrzy na człowieka w jego ryczącej maszynie .
Tak jak Mołdawianie na wsiach patrzą za przejeżdżającym autem z ciekawością , kto ich odwiedził , kto zawitał w gości . Tych gości jest na razie tyle, że Mołdawia ma energię , aby ich gościć . Napotykani ludzie żyją może biednie zgodnie z dzisiejszą europejską normą, ale ich twarze są pogodne . Gdy zrobić im zdjęcie i przeciętnym mieszkańcom dużego miasta europejskiego . Ocena byłaby zdecydowanie w inną stronę.
Ludzie poruszają się wolno, widać, że nie goni ich 1000 spraw , są cierpliwi gdy ktoś zwolni lub zatrzyma się w niewłaściwym miejscu. Niby Ci sami południowcy , a jakże inni od ich sąsiadów , bliskich krewnych Rumunów , gdzie wyraźnie czuć pośpiech , bieg za swoimi sprawami do załatwienia , typowe dla Europy Zachodniej. Bo jeżeli zwolnimy na którymś ze skrzyżowań stracimy 2 sekundy , mnożąc to przez wiele skrzyżowań zamiast załatwić 90 spraw tego dnia załatwimy TYLKO 89 lub nie daj boże 88 .
No właśnie co rozumiemy pod pojęciem bieda ….? I czy bieda ma tutaj zastosowanie …?
Jeżeliby się zastanowić głębiej nad słowem bieda, dotyczy ona raczej sytuacji , kiedy ludzie mają problem z wyżywieniem się , zapewnieniem dachu nad głową lub ogrzaniem w zimie . Tutaj jest dokładnie odwrotnie to rolniczo bogaty kraj z nadprodukcją żywności i wina . Mieszkają w domach murowanych z naturalnie (100% naturalny materiał ) wydobywanego w okolicy wapiennego kamienia , a łagodny klimat nie wymaga dużych nakładów energetycznych zimą , pod względem ogrzewania czy ubioru . Pojęcie biedy więc nie pasuje do nich , po prostu brakuje im dóbr nowoczesnego , przemysłowego świata . Chcieliby tak jak wszyscy mieć nowoczesne samochody , telewizory, komputery , zmywarki , pralki automatyczne i cały ten cywilizacyjny dobytek i ….. maszyny rolnicze .
No właśnie maszyny rolnicze , pozornie ułatwiają życie, powodują , że praca na roli staje się lżejsza , jednak zobaczmy co się stało w Polsce od lat 60 do dziś … kiedy zmechanizowano wieś , nagle 90% ludności wsi straciło zatrudnienie , teraz 1 robi to co kiedyś robiło 10 . Oni tego nie rozumieją , kiedy mówiliśmy , że płody rolne produkowane metodami przemysłowymi są tańsze , i większość osób musi znaleźć utrzymanie w mieście w przemyśle . W Polsce to było możliwe bo byliśmy jak na ówczesne czasy światową przemysłową potęgą, a gdzie pójdą Mołdawianie …tutaj przemysłu jak na lekarstwo .
Językowo można się jeszcze z nimi dogadać po rosyjsku , niektórzy próbują po angielsku, na pewno w Kiszyniowie po angielsku mówi więcej osób niż na prowincji.

Urodziny Landrynki Milesti Mici

Urodziny landrynki – Milestii Mici 9 września 2012
Landrynka z nami jest już 6 lat i razem przejechaliśmy 100 000 km
Z okazji tej rocznicy landrynka dostała torcik (na wschodzie są pyszne) wycieczkę po katakumbach winiarskich – 85 metrów pod ziemią i szampana z Milestii Mici
No właśnie Milestii Mici
To główny nasz powód wizyty w Mołdawii, słynne podziemia winiarskie . Ich długość dochodzi w Milestii Mici do 200 km , zwiedza się je własnym samochodem , nie można motorem , za wstęp z degustacją 3 rodzai win zapłaciliśmy 25 euro od osoby . Mieliśmy wielkie szczęście , bo gdy podjechaliśmy rano usłyszeliśmy, że będzie dziś wycieczka z którą zapewne się załapiemy. Po prostu miejsce zaprosiło nam w swoje progi. Przejeżdżając kilka kilometrów sztolniami położonymi 40-80 metrów pod ziemią gdzie dookoła beczki z winem, a ulice mają nazwy szcepów winorośli . Mamy więc ulice Merlot, Cabernet Sauvignion itp. Wrażenie robi złota kolekcja win , gdzie miliony butelek leżą w kamiennych niszach , choć chyba lepszą nazwą byłaby spleśniała kolekcja win .
 
 Najcenniejsze butelki znajdują się za kratkami , pod kłodkami bo cena jednej butelki z lat prohibicji Gorbaczowa dochodzi do 2000 euro .Za złotą kolekcję zakład został wpisany w 2005 roku do księgi rekordów Ginessa za posiadanie w swojej kolekcji 1 500 000 butelek .
 
Niesamowite wrażenie jeździć samochodem po katakumbach wykutych przed wiekami ok 250 lat temu , które 40 lat temu zostały zaanektowane na zakład winiarski . Są tutaj idealne warunki do przechowywania wina z uwagi na temperaturę i wilgotność .
Na koniec degustacja młodych win białego, czerwonego i muskatela. Sale do degustacji robią wrażenie , zwiedza się te dla wielkich tego świata jak i te w których normalni ludzie degustują wino.
Wizyta tutaj była odpoczynkiem nabraniem sił , po wizycie z pazernej , wampirowatej cioci Ukrainie . Nie wiem ale gdy jechaliśmy na Kaukaz i teraz dochodzimy do siebie po wizycie na Ukrainie

 












Na szczęście delikatna, łagodna Mołdawia dba o nas , abyśmy doszli do siebie po trudach Ukrainy , gdyż na nocleg zaprasza nas do Orheiul Vechi wykutych przed wiekami klasztorów w skale . Śpimy obok nad rzeczką i gdy rano się budzimy , mamy wrażenie, że jesteśmy gdzieś poza czasem, a ten pęd świata został gdzieś za nami w innej rzeczywiści .
Mając takie zderzenie światów zastanawiam się , czy potrzebny nam ten pęd , ile osób tak naprawdę się w nim dobrze czuje , czy może nie potrafi inaczej , a może nie chce uczyć się żyć inaczej …...?
Ja wybieram ten spokojny świat i po doświadczeniach tej podróży wiem, że świat da mi wszystko co potrzebuję (wspaniale warzywa – wysoko w górach) niezależnie od miejsca na świecie . Trzeba tylko zaufać .

wtorek, 11 września 2012

Nadniestrze - kraj którego nie ma

Nadniestrze kraj , którego nie ma ….? 8 września 2012
No właśnie , przecież w nim byliśmy fizycznie , swoimi ciałami . Czy to w w ogóle możliwe w dzisiejszej Europie …? Nadniestrze jest i to od 22 lat . Kraj ten ma prezyde nta, parlament, armię , policję , konstytucję , walutę (rubel nadniestrzański ) system podatkowy , sądownictwo , godło, hymn, flagę i choć nie jest uznawane przez wspólnotę międzynarodową , to istnieje.
Przekraczamy granicę Ukraina – Nadniestrze w Pervomaisc . Wypełniamy karty migracyjne ,a potem – nie wiem co wypełniamy , bo wypełnia to za nas osoba nazwana blokerem , coś w rodzaju deklaracji na samochód – taki czasowy wwóz . Wszystko byłoby super , gdyby nie fakt, że zostaje wyliczona opłata , która zależy od pojemności, wieku auta itp. . Za naszą 21 letnią landrynkę płacimy 14 dolarów + 5 euro za wjazd . Stojący za nami właściciel nowego land Crusera gdy usłyszał ile mamy my zapłacić , zapytał ile on – bo może lepiej wybrać inną drogę – okazało się, że za auto około 40 dolarów. Gdy śmiałam się, że bardzo nas nie lubią . Tzn turystów stwierdzili, że mamy postawić się w sytuacji ich jak oni podróżują po świecie, tez za wszystko muszą płacić (wizy) po prostu zasada wzajemności , podstawowa w stosunkach dyplomatycznych . A oni wszystko szybko , sprawnie nam załatwiają . No racja trwało to wszystko góra godzinę .
Po załatwieniu formalności wjeżdżamy do kraju uznawanego za niebezpieczny – odradzono nam przejazd przez ten kraj , już w Polsce . Jednak w czasie podróży dowiedzieliśmy się, że jest tam całkiem normalnie .
Do przejechania mamy , niewiele pod 50 km .
Drogi są dobre, nic specjalnego się nie dzieje ,
W stolicy Tiraspolu odwiedzamy sklep , ceny żywności niższe jak w Polsce ok 20-30% , a alkohol ojjjj gratka dla tych co go bardzo lubią .
Najtańsza widziana przez nas wódka 3,5 zł. Za pół litra , najtanszy koniak 8 zł. Za 0,5 litra , 15 letnie koniaki słynnej nadniestrzańskiej wytwórni Kvint ok 50 zł.
Wódka praktycznie była niewiele droższa od piwa , czy innych słodkich napojów .
Śmialiśmy się, że ta opłata graniczna to akcyza za alkohol, pobierana na granicy, a nie w sklepie. Łatwo zrekompensować sobie wydatek graniczny , kupując alkohol w naddniestzru .
Mimo niskich cen alkoholu nie widzieliśmy pijanych na drogach.
Naddniestrze jest bardziej rosyjskie , dominuje tutaj język rosyjski – w Mołdawii rumuński , waluta stylizowana na rosyjski czyli rubel nadniestrzański – w Mołdawi leje o całkiem innym przeliczniku.
Nie zwiedzamy tego niewidzialnego kraju , przejeżdżamy przez niego tranzytem . Nie robi na nas żadnego wrażenia.

Trzecia odsłona Ukrainy


Ukraina inaczej 7-8 września
następna odsłona Ukrainy , po Ukrainie środkowej opisanej przy drodze na Kaukaz , Krymie , teraz mamy znów inną Ukrainę , tym razem na trasie do Odessy .
Drogi dobre , niewielkie odcinki średnie , na drogach dużo luksusowych aut , szczególnie czarnych, mam wrażenie jakby ukraińcy mieli w salonach tylko czarne , no czasem na specjalne zamówienie srebne , kolorów praktycznie brak . Jeźdza ostro, ale dobrze i nie trzeba super wymuszać, aby włączyć się do ruchu .
Przy drogach sprzedawane są warzywa, owoce , suszone ryby . Nieraz prosto z pół.
Fenomenem jest to, że Ukaińcy posiadają najlepsze ziemie w Europie , a szczególnie warzywa mają średniego smaku, nie potrafią dobrać odpowiednich odmian, a może zgodnie z europejską modą zależy im tylko na wielkości plonów , a reszta jak smak i zapach nie ma znaczenia , bo ludzie i tak kupią .
Odessa duże europejskie miasto, a że ekspertami od miast nie jesteśmy , więc szybko się stamtąd zwineliśmy .
Jedziemy do granicy z Naddniestrzem . Granica ukraińska , bardzo kulturalna, szybka , żadnej kontroli, usmiechnięta Pani podbija paszporty w 30 sekund, Już przekraczając granicę z Rosji na Ukrainę, zauważyliśmy , że granica ukraińska jest normalna , Urzędnicy robią co mają zrobić i tyle ….. Jakże to inny świat niż na granicach ukraińskich z Unią . Czyżby Uni Ukraina chciała pokazać się z jak najgorszej strony …....?
Z ulgą opuszczamy Ukrainę ….... Chyba nie uda nam się z nią zaprzyjaźnić .