Awaria landrynki 15-17
Ledwo przekroczyliśmy granicę
węgierką , zaraz sprzęgło landrynki odmówiło posłuszeństwa .
Fakt było słabe od początku wyjazdu, a wyciąganie tabletki na
Kaukazie dopomogło temu procesowi jednak mieliśmy nadzieję, że
dojedziemy do domu. Zostało tylko 500 km , a tutaj niechciane, a
może chciane przedłużenie wakacji.
Tak w podróży czujemy się jak u
siebie, nawet zepsucie samochodu nie wprowadziło nas w zły
nastrój. Na szczęście udało nam się znaleźć mechanika , który
nie tylko podjął się naprawy, a jeszcze mówi po angielsku, a sama
miejscowość , no może nie piękna , ale usytuowana koło pół
kukurydzy. Lubię ten stan gdy mieszka się w jakimś miasteczku, wsi
, jak jej mieszkaniec . Restauracji tutaj nie ma , ale barów z
piwem i winem dostatek . Tak jakby mieszkańcy swoje sprawy
załatwiali właśnie tu.
Po wizycie na Kaukazie i niesamowitej
gościnności tam, tutejsze zachowania mieszkańców troszkę nas
irytowało, ale to może tyle co oni potrafią dać , albo boją się
dać co kol wiek, a może uważają , że nie mają co dać, albo nie
chcą dać???
Zderzenie z kulturą europejską w
sytuacji gdy coś się od niej potrzebuje jest troszkę ostre , a
może ciężkie . Ona nie potrafi być serdeczna i pomocna, ona chce
na tym tylko zarobić.
Wykorzystać to na swoją stronę .
Może ta awaria , to swego rodzaju
aklimatyzacja przed powrotem do domu , do wielu nie zakończonych „nie
naszych” spraw .
c.d.n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz