Jazda konna Bartusia 16 .08.2012
Cały kurs jeździecki , stopnia
podstawowego na Kaukazie , jest sprowadzony do jednego zdania – w
prawo, lewo, gaz, hamulec i dawaj .
Pojechaliśmy w kilka koni w głąb
doliny . Podjazdy i zjazdy dość strome , chyba za strome na
pierwszy raz , po jednej stronie zbocze , po drugiej przepaść.
Dobrze, że koń ma swój intelekt i wie, jak jechać , aby nie zabić
turystę . W połowie doliny otwierają się widoki na wysokie partie
gór, zaczynam się lepiej czuć w siodle – to pojęcie względne –
ponieważ im dłużej to trwa , tym silniej narasta ból pośladków
, kolan i łydek , mijają mnie zadowolone Panie – chyba natura
była szczodrzejsza i wyposażyła je w trochę tłuszczu na
pośladkach, zamiast dwóch wystających kości. Półtoragodzinna
jazda , udowadnia mi , podobnie jak w Egipcie , że to mój ostatni
koń , i ostatni wielbłąd .
A konie czy na pewno chcą wozić dupy
turystom?
Rozmawiałam z klaczą na której
jeździł Bartek , była wręcz wściekła, że musi jeździć , nie
jest to jej życiową drogą . Była smutna kapryśna . Pod górkę
nie chciała w ogóle jechać , gryzła inne konie .
Warto wcześniej zapytać się konia
czy innego zwierzęcia czy będzie z nami współpracował w tym co
chcemy zrobić , czy ma na to ochotę . Łatwiej będzie i nam i im.
My też kaprysimy, marudzimy gdy nie
jesteśmy na swojej życiowej drodze, więc warto zrozumieć i siebie
i innych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz